W ostatnią środę zawitałam do warszawskiego zoo. Był to wypad zupełnie spontaniczny, przyjaciółka rzuciła pomysł i szybko zebrała się chętna ekipa. W Zoo nie byłam już chyba z 10 lat, więc była to naprawdę super propozycja.
Korzystając z wolnego czasu, w środę rano zameldowaliśmy się pod bramą zoo.
Nasze zoo nie jest jakieś wielkie, ale całe jego obejście i tak zajęło nam prawie 3 godziny. Na szczęście pogoda dopisała, bo było ciepło, ale nie gorąco.
 |
Biedne misie |
Standardowo pierwszymi zwierzętami jakie zobaczyliśmy były niedźwiedzie. Zawsze kiedy na nie patrzę aż serce mi się kraje. Przy samej ulicy, hałas, zgiełk i tłumy ludzi. Zawsze jest taki moment, kiedy zastanawiam się, czy radość człowieka jest warta takiego cierpienia zwierząt. W przypadku niedźwiedzi na pewno nie jest.
 |
Ary chętnie pozowały ;) |
Zaczęliśmy od ptaków. Niestety sporo z nich było pochowanych gdzieś w głębi klatek. Zostało nam tylko czytanie tablic informacyjnych...
 |
Chyba ustawię sobie to zdjęcie na tapetę ;) |
Ryby były całkiem widowiskowe. Jak tak patrzyłam za szybę chwilami mogłam się poczuć jak bohater bajki
Gdzie jest Nemo.
 |
Szympansy |
 |
Nosorożec bardzo nie chciał współpracować. Co nie robiłam, on odwracał się do mnie tyłem. |
 |
Nawet pancernika widziałam ;) |
 |
Nie był duży, ale wyglądał naprawdę groźnie |
Krokodyle nie wyglądają przyjaźnie. Leżały zupełnie nieruchomo, ale wodziły wzrokiem za każdą osobą, która przechadzała się w pobliżu. Nie chciałabym znaleźć się obok krokodyla na wolności....
 |
Lwy też nie były skore do ruszania się |
Ogólnie wyjście do zoo to bardzo dobra opcja spędzenia czasu z rodziną albo ze znajomymi. Szczególnie jeśli ktoś nie był w zoo tyle lat co ja ;)
Fajnie jest zrobić czasem coś zupełnie spontanicznie, bez planu. Zapomnieć na chwilę o wszystkim i dać się ponieść chwili. I właśnie tego Wam życzę na nadchodzący tydzień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz