Strony

niedziela, 11 czerwca 2017

Z wizytą w warszawskim zoo


W ostatnią środę zawitałam do warszawskiego zoo. Był to wypad zupełnie spontaniczny, przyjaciółka rzuciła pomysł i szybko zebrała się chętna ekipa. W Zoo nie byłam już chyba z 10 lat, więc była to naprawdę super propozycja.

Korzystając z wolnego czasu, w środę rano zameldowaliśmy się pod bramą zoo.
Nasze zoo nie jest jakieś wielkie, ale całe jego obejście i tak zajęło nam prawie 3 godziny. Na szczęście pogoda dopisała, bo było ciepło, ale nie gorąco.



Biedne misie 
Standardowo pierwszymi zwierzętami jakie zobaczyliśmy były niedźwiedzie. Zawsze kiedy na nie patrzę aż serce mi się kraje. Przy samej ulicy, hałas, zgiełk i tłumy ludzi. Zawsze jest taki moment, kiedy zastanawiam się, czy radość człowieka jest warta takiego cierpienia zwierząt. W przypadku niedźwiedzi na pewno nie jest. 

Ary chętnie pozowały ;) 
Zaczęliśmy od ptaków. Niestety sporo z nich było pochowanych gdzieś w głębi klatek. Zostało nam tylko czytanie tablic informacyjnych...

Chyba ustawię sobie to zdjęcie na tapetę ;) 

Ryby były całkiem widowiskowe. Jak tak patrzyłam za szybę chwilami mogłam się poczuć jak bohater bajki Gdzie jest Nemo. 

Szympansy

Nosorożec bardzo nie chciał współpracować. Co nie robiłam, on odwracał się do mnie tyłem. 

Nawet pancernika widziałam ;) 

Nie był duży, ale wyglądał naprawdę groźnie

Krokodyle nie wyglądają przyjaźnie. Leżały zupełnie nieruchomo, ale wodziły wzrokiem za każdą osobą, która przechadzała się w pobliżu. Nie chciałabym znaleźć się obok krokodyla na wolności.... 

Lwy też nie były skore do ruszania się 

 Ogólnie wyjście do zoo to bardzo dobra opcja spędzenia czasu z rodziną albo ze znajomymi. Szczególnie jeśli ktoś nie był w zoo tyle lat co ja ;) 

Fajnie jest zrobić czasem coś zupełnie spontanicznie, bez planu. Zapomnieć na chwilę o wszystkim i dać się ponieść chwili. I właśnie tego Wam życzę na nadchodzący tydzień. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz