Oj jak
dawno mnie tu nie było! W moim życiu dzieje się tak dużo, że czasem
tracę nad nim panowanie. Studia, kurs, zmiany w życiu prywatnym. Czy zna
ktoś sposób na wydłużenie doby? ;)
Mam tak
wiele zaległych wpisów do napisania, że nawet nie wiedziałam od czego
zacząć. W końcu postawiłam na ostatni wypad w Bieszczady.
Sylwester,
który spędziłam w Bieszczadach nie rozpieszczał nas pogodą. Nie udało
nam się zdobyć Tarnicy, ponieważ przewracający wiatr, kilkunastometrowa
widoczność i zmrok okazały się za dużym utrudnieniem. Powracając tu dwa
miesiące później, miałam nadzieję, że tym razem aura będzie bardziej
sprzyjająca.
Do Ustrzyk Górnych
dojechaliśmy o 2 w nocy w sobotę. Szybkie ogarnięcie się i spać, bo o
8:30 pobudka. Jednak nie dane było nam się wyspać. Po 4 dzwoni budzik.
Wszyscy nieprzytomni, dookoła ciemno, nikt nawet nie podnosi głowy.
Wkrótce melodia ucicha, zadowoleni idziemy spać dalej. Zanim jednak
zdołamy zasnąć budzik dzwoni po raz drugi. Potem po raz trzeci. Za
czwartym wszyscy są już na granicy wybuchu, zaczynają pojawiać się słowa
niecenzuralne. W końcu Maks wstaje i próbuje znaleźć sprawcę
zamieszania. Jak się okazuje, budzik obudził wszystkich oprócz
właściciela, który zawinięty w śpiwór spał w najlepsze. I jeszcze był
zdziwiony co od niego chcemy ;)
Dalszy ciąg
nocy był już niczym nie zakłócony i obudził nas, planowany już tym
razem, budzik. Szybkie zapoznanie uczestników, wszak było nas
kilkanaście osób, więc nie każdy każdego znał. Śniadanko i równo o 9:40
ruszamy w góry.
Wychodzę z budynku i
uśmiech sam wykwita mi na ustach, kiedy widzę jak słońce oświetla
wszystkie okoliczne szczyty. Tak, dzisiaj musi się udać.
Dzięki kursowi jar już nigdy nie będzie dla mnie taki sam :) |
W górę każdy idzie swoim tempem |
Trasę
zaczynamy czerwonym szlakiem i, jak to w górach bywa, idziemy cały czas
pod górę. Chłopaki z przodu narzucają naprawdę szybkie tempo, więc
zamiast być mi zimno, jest mi aż za gorąco. Jednak chwila przerwy pod
wiatą sprawia, że zaczynam tęsknić za tym szybkim tempem. Z racji
temperatury szybko uzupełniamy płyny i idziemy dalej.
Powoli wychodzimy z lasu |
I pojawiają się pierwsze widoki |
Okazuje
się, że jesteśmy już całkiem wysoko i za kilkanaście minut wychodzimy
na zupełnie odkryty teren. Po raz drugi tego dnia jedyne, co mogę
pomyśleć, to po prostu: Wow, jak tu pięknie!
Śniegu trochę jest, tak jakby ktoś miał wątpliwości, że jest zima :) |
Stoję, patrzę, robię
zdjęcia, patrzę i znowu robię zdjęcia.
Widoki są NIESAMOWITE! |
Mamy widok na całe Bukowe Berdo,
to które w czasie sylwestra tak boleśnie dało nam odczuć, że nie
jesteśmy w górach mile widziani. Teraz wygląda pięknie, mieniąc się od
promieni słonecznych, ale wtedy przypominało raczej krainę śmierci. Góry
nigdy nie przestaną mnie zaskakiwać. To niesamowite jak wiele odsłon
może być tego samego miejsca.
Cała nasza grupa rusza dalej, więc proszę jeszcze tylko Maksa o zdjęcie i idziemy w górę.
Z Bukowym Berdem w tle. A co! |
Całe
zmęczenie odchodzi, jest tak pięknie, że zaczyna mnie ogarniać euforia.
Idę i rozglądam się na wszystkie strony, a uśmiech nie schodzi mi z
ust. Wkrótce po raz pierwszy widzimy Tarnicę. Wydaje się być jeszcze
spory kawałek drogi od nas, ale wiem że jest już na wyciągnięcie ręki.
Odcinek Szerokiego Wierchu aż do Tarnicy to jedno z piękniejszych
miejsc, w jakich kiedykolwiek byłam. Na pewno ma na to wpływ, że nigdy w
środku zimy nie chodziłam po odsłoniętych górach, zawsze do tej pory
ograniczałam się do zalesionych Beskidów. A tu nagle widzę wszystko
dookoła, niczym podane na tacy.
Najbardziej po prawej wyłania się Tarnica |
Widoki są piękne |
W końcu
dochodzimy do przełęczy. W myślach znowu dziękuję za moje cudowne buty,
które nie pozwalają mi się ślizgać. Przed nami już tylko Tarnica, ale
nie widzimy jej wierzchołka.
Dlatego kiedy w końcu dochodzimy do szczytu
pierwsze co myślę to: Już? Ale jak to?
Na
szczycie robimy przerwę, chowając się za zaspami, aby choć trochę
osłonić się przed lodowatym wiatrem. Jeszcze zdjęcie z krzyżem i mogę
oficjalnie odhaczyć kolejny szczyt z Korony Gór Polski. Pierwszy zimowy.
Za tą zaspą robimy przerwę |
Aż nie chce się schodzić w dolinę... |
Zejście jest znacznie szybsze i bardziej strome, więc tradycyjnie nie mogło obyć się bez gleby i mokrych rękawiczek.
Jestem
zaskoczona, że tak dużo osób spotykamy na szlaku. Kurs przyzwyczaił
mnie do chodzenia poza szlakami i często po ciemku, więc w pełni słońca,
widząc tylu turystów, czuję się delikatnie nieswojo.
W lesie też jest ładnie mimo, że takich widoków nie ma :) |
Tak więc, kolejna zimowa wycieczka zaliczona, kolejny szczyt z Korony zdobyty. Szkoda, że wyjazd był tylko na weekend i tak szybko trzeba było wracać :)
wow, ale widoki!!! naprawdę niesamowite :)
OdpowiedzUsuńCoś takiego pamięta się do końca życia :)
UsuńBieszczady zimą są bajkowe :) Widoków zazdroszczę bardzo, bo odkąd wędrujemy na nartach, to raczej w dolnych partiach Bieszczad pozostajemy. Pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuńJa za to zazdroszczę wędrówek na nartach, bo to kolejna rzecz do spróbowania na mojej dłuuuugiej liście. Również pozdrawiam ciepło :)
OdpowiedzUsuń